Po zakończonym spotkaniu w Chełmie, gdzie odbyła się IV edycja
imprezy Dziki Wschód Party, udaliśmy się wraz z Magdą do Cisnej w
Bieszczadach. Wybrana przeze mnie trasa z Chełma do Cisnej przez
Zamość, Tomaszów Lubelski, Przemyśl, Lesko zaskoczyła nas
pięknymi widokami podziwianymi z perspektywy motocykla….. no i
oczywiście odcinek drogi nr 28 pomiędzy Przemyślem a Leskiem,
który obfituje w bardzo dużą ilość zakrętów i serpentyn – to
dla spragnionych dużych wrażeń.Na bazę wypadowo-noclegową , wybraliśmy „ Oberżę pod kudłatym
aniołem” http://www.kudlatyaniol.pl/noclegi.htm,
gdzie serwowano przepyszne dania regionalne oraz co najważniejsze
regionalne piwo URSA.
Poniedziałek przywitał nas deszczową pogodą… niestety, w
związku z powyższym postanowiliśmy zwiedzić naszą miejscówkę
. Jest to oczywiście wieś, ale bardzo urokliwa z małą ilością
turystów na szczęście. Pierwsze, co przykuło naszą uwagę to
,dość sporych rozmiarów pomnik, upamiętniający obrońców Cisnej
i okolic, którzy walczyli z bandami UPA w latach 1944-1947.
Foto 1. Niecierpliwie
czekaliśmy kiedy się przejaśni….. i stało się …….
ruszyliśmy w kierunku wsi Smolnik. Niestety, jak to bywa w takich
sytuacjach po przejechaniu 5 kilometrów zaczęło tak lać, że
przemokliśmy do suchej nitki…..ale, że co, że my nie damy rady,
jedziemy dalej. Po przejechaniu 22 kilometrów po bieszczadzkich
zakrętach, docieramy do wsi Smolnik, znajduje się tam
odrestaurowana cerkiew, która została zagospodarowana jako kościół
katolicki. Zabytek wraz przyległym, starym cmentarzem położony
jest na wzgórzu, z którego rozpościera się przepiękny widok……
i cisza….. i spokój…..żywej duszy…..czas się zatrzymał…….
Foto 2. W
drodze powrotnej w miejscowości Maniów, zwiedzamy jeszcze
przydrożną kaplicę z XIX wieku z bardzo ciekawą historią oraz
miejsce, w którym przed laty postanowiono wskrzesić hodowle żubra
bieszczadzkiego, obecnie przeniesione zwierzęta do miejscowości
Muczne.
Foto 3. Po
powrocie przyszedł czas na suszenie ubrań oraz obiad w postaci
placka bieszczadzkiego i lokalnego piwa URSA. W dobrych humorach ,
wieczorem znowu snujemy się po Cisnej, gdzie zamierzamy odwiedzić
osławioną knajpę Siekierezada http://www.siekierezada.pl/
dla tych co nie byli , polecam -klimat jedyny w swoim rodzaju….. no
i oczywiście regionalne piwo…. to jest to……
Foto 4. Dzień 3. Następnego
dnia jesteśmy w dobrych humorach, bo za oknem w końcu pojawiło
się słońce, postanowiliśmy więc zwiedzać dalsze rejony
Bieszczad. Choć ubrania są jeszcze mokre, pakujemy się i lecimy
Cisna, Dołżyca, Krzywe, Smerek, Wetlina, Brzegi Górne, Ustrzyki
Górne, Stuposiany, Muczne, Tarnawa Niżna, Tarnawa Wyżna, Bukowiec.
Przebieg 70 kilometrów w jedną stronę, wraz z malowniczymi
widokami Bieszczad.
Pierwszy
przystanek Muczne, gdzie zwiedzamy już wcześniej wspomnianą
zagrodę żubrów. Muszę się przyznać, że pierwszy raz widziałem
znaki ostrzegawcze informujące o żubrach i rysiach.
Foto 5. Z
Muczne ruszamy dalej w stronę Bukowca, droga znacznie się zwęża
,pomiędzy Tarnawą Niżną i Tarnawą Wyżną zatrzymujemy się na
parkingu i odpoczywamy na torfowiskach. Słońce nieźle nas
przypieka, co nam odpowiada bo ubrania już są suche. Po krótkiej
przerwie startujemy dalej… chwilę później kończy nam się
asfalt, zmienia się w kamieniste szutry- droga prowadzi nas przez
las ,wzdłuż Polsko-Ukraińskiej granicy, rozdziela nas tylko rzeka
San.
Foto 6. Widoki
zapierają dech w piersiach, najważniejsze jest to, że oprócz nas
nie ma tu nikogo…. no może nie licząc zamieszkałych tu zwierząt
. Niestety dalej się już nie da jechać, droga jest zamknięta (
zakaz wjazdu), w związku z powyższym zawracamy . Przed Muczne
zatrzymujemy się jeszcze na parkingu i idziemy na wieżę widokową,
niestety kilometr cały czas pod górę z kaskami, kurtkami ….
Upociliśmy się okrutnie, ale na górze widoki przepiękne,
bezkresna zieleń. Magda porównała to do Amazońskiej dżungli.
Naszą uwagę przykuł domek na szczycie góry, więc wdrapujemy się
tam, naszym oczom ukazał się rekwizyt z serialu Wataha.
Foto 7. Szczerze
powiem nigdy bym się tego nie spodziewał. Z bananem na twarzy
ciśniemy do Cisnej, przecież dziś grają Polacy. Oczywiście, co
15 kilometrów od Cisnej co….. deszcz… lecimy dalej…. przecież
nie jesteśmy z cukru. Nakręcony na mecz oraz całkiem fajnym dniem,
lecę sobie z górki, a na dole niespodzianka na winklu, w koleinie
rzeka wody, nawet nie reagowałem z pod przedniego koła poszła
szpryca, która przelała się nad motocyklem. Teraz cenię sobie
nowe opony, które założyłem przed sezonem.
Nastał
czas pożegnań z urokliwymi Bieszczadami, jeszcze tylko drobne
upominki dla dzieci i ruszamy dalej… kierunek Nowy Sącz. Do
przejechania mamy dziś 170 km. Dziś jesteśmy umówieni z Beatą i
Januszem (Drax) . Pragniemy jednak nacieszyć się jeszcze urokiem
Bieszczad, dlatego też postanowiliśmy przejechać odcinek małej
pętli Bieszczadzkiej. Trasa wiedzie nas z Cisnej przez Dołżycę, a
następnie odbijamy w lewo i jedziemy przez Buk, Polanki, Terka,
Bukowiec, Polańczyk i docieramy nad jezioro Solińskie. W trakcie
naszej jazdy wielokrotnie przecinamy rzekę Solinkę. W związku z
tym, że słońce nam doskwiera, postanowiliśmy zjechać z głównej
drogi. Parkujemy motocykl i idziemy pomoczyć się w ciepłych wodach
Solinki.
Solina
wita nas pełnym słońcem, zostawiamy wszystko na parkingu przy
motocyklu i idziemy nacieszyć oko widokami. W takich
okolicznościach przyrody czas szybko mija. Pora ruszać dalej.
Oddalamy się od naszych ukochanych Bieszczad, droga nas już niczym
nie zaskakuje, no może poza kontaktem z kolegami, z drogówki za
Nowym Żmigrodem, uff…. udało się ….są jeszcze porządni
ludzie.
Późnym
popołudniem docieramy do naszych przyjaciół. Witają nas Beata ,
Janusz i ich pies wraz z nimi przepiękne widoki gór Beskidzkich……
i woda ognista. W miłym towarzystwie, przy ognisku czas szybko mija,
patrzymy na zegarki, a tu północ - pora spać. Poranek wita nas
słońcem oraz śpiewem ptaków, jajecznica przyrządzona przez
Janusza jest świetna, do tego poranna kawa, aż żal wyjeżdżać…no
cóż …. w końcu w życiu piękne są tylko chwile.
Nie
możemy naszym gospodarzom siedzieć na głowie, więc pakujemy się
na moto i ogień… w kierunku Wrocławia. Droga nuda, nuda, nuda.
Około godziny 16-tej docieramy do Wrocławia i co, i burza, i
deszcz, szybko uciekamy, aby gdzieś się schronić…. oczywiście
zdążyła nas zmoczyć i to kilka kilometrów przed domem.
W
domu proza życia dzieciaki, kot, trawnik do koszenia i stękająca
babcia. Tak skończyła się nasza przygoda z Bieszczadami 2018.
Bieszczady !!! Uwaga przybywamy w przyszłym roku…..
PS.
„ W Bieszczady przyjeżdża się tylko raz, potem się już tylko
wraca”, i tego się będziemy trzymać.
A może Wy znajdziecie czas i chęci, aby wybrać się z nami na
motocyklowy podbój Bieszczad …?
Pozdrawiamy
Magda
i Wojtek
|