Europejska
Konferencja Blue Knights – Belgia 2010
Jak
co roku, na terenie jednego z państw europejskich zorganizowana została
europejska konferencja Blue Knights. W tym roku nieprzypadkowo wybrano Belgię. Chapter
VI obchodził dziesięciolecie istnienia.
Zlot
odbył się w dniach 4 – 7 czerwca w miejscowości Oostduinkerke, położonej
zaledwie 6 km
od granicy z Francją.
Ponieważ
trasa, którą mieliśmy do pokonania miała ponad 1200 km, podzieliliśmy ją
na dwa etapy. Pierwszy przystanek po ponad 700 km mieliśmy w Lauterbach
- Reuters, w motocyklowym hoteliku. Oczywiście po drodze zaskoczyła nas ulewa.
W deszczu jechaliśmy ponad 250
km, temperatura powietrza spadła do zaledwie 12 stopni. Dla
zainteresowanych podaję link http://www.gasthaus-ludwigshof.de/index.html.
Jest
to świetne miejsce aby odpocząć po podróży. Na drugi dzień dojechaliśmy do m.
Oostduinkerke. Po drodze jechaliśmy przez Brukselę. Mieliśmy pecha, gdyż były
akurat godziny szczytu, wszystkie pasy były zakorkowane. Przejazd przez
Brukselę zajął nam prawie 2 godziny. Po przyjeździe na miejsce spotkaliśmy się
ze starymi znajomymi, których poznaliśmy w roku 2009 w Chorwacji. Po krótkim
odpoczynku, udaliśmy się na wieczorne spotkanie z błękitnymi. W następnym dniu
zorganizowane zostały do wyboru trzy objazdówki. My wybraliśmy trasę wiodącą
przez północ Francji. Liczyła ona ponad 180 km. Wiodła przez malownicze zakątki. Po
drodze mijaliśmy prześliczne wioski. Często droga zawężała się na szerokość samochodu.
Wycieczka trwała prawie cały dzień. Trzeba tutaj powiedzieć, że organizatorzy
byli wspaniale przygotowani do tego wyjazdu.
Po
powrocie z wycieczki, postanowiliśmy
zwiedzić miejscowość, w której mieszkaliśmy. Jest ona położona nad samym Morzem
Północnym. W czasie pobytu mieliśmy możliwość zobaczyć potężny odpływ. Woda
cofnęła się z plaży kilkaset metrów. Po śladach na słupach molo można było
wywnioskować, że poziom wody opadł o prawie 3 metry. Widok był naprawdę
fascynujący.
W
kolejny wieczór nawiązaliśmy nowe kontakty z błękitnymi. Można było wymienić
się gadżetami klubowymi, niektóre chaptery miały też swoje stoiska gdzie można
było kupić np. odznaki, naszywki itp. gadżety.
Na
niedzielę zaplanowaliśmy wyjazd do Londynu. Ponieważ od naszej miejscowości do
portu Calais, było zaledwie 60
km, postanowiliśmy przedostać się Eurotunelem przez
kanał La Manche
do Anglii. Tradycyjnie przez 60
km padał deszcz, ale było ciepło. Po zakupieniu biletów
na pociąg, poddani zostaliśmy dość szczegółowej kontroli celnej i policyjnej. Motocyklem
wjechaliśmy do pociągu i po niespełna 35 minutach wjechaliśmy do portu
Folkstone. Stamtąd już autostradą pojechaliśmy do Londynu. Trzeba przyznać, że
jazda Eurotunelem pozostawia niezatarte wrażenia, pociąg jedzie 60 m pod lustrem wody. Koszt
biletu też nie jest mały. Za motocykl i 2 osoby trzeba było zapłacić 72 Eur w
obie strony. Najwięcej obaw mieliśmy o jazdę lewą stroną, ale okazało się, że
nie sprawiało to większych problemów. Gorzej było tylko na rondach.
Mieliśmy
mało czasu więc ograniczyliśmy się do obejrzenia słynnego Big Bena, mostu
Westminster i pałacu westminsterskiego. Potem pojechaliśmy do Greenwich, do
Królewskiego Obserwatorium Astronomicznego, aby zobaczyć na własne oczy gdzie
przebiega południk zerowy. Trzeba powiedzieć, że Londyn jest ciekawym miastem,
ale niesamowicie zakorkowanym. Gdyby nie specjalne pasy dla autobusów i
motocykli, byłoby naprawdę ciężko zdążyć na czas.
Zmęczeni
trasą i wysoką temperaturą, wróciliśmy wieczorem do naszej bazy.
W
poniedziałek pożegnaliśmy się ze znajomymi i pojechaliśmy do Paryża. Wybraliśmy
opcję jazdy drogami nacjonalnymi, zwolnionymi z opłat. Było warto, gdyż trasa
wiodła przez małe miejscowości, o małym natężeniu ruchu. Można było przy okazji
obejrzeć Francję od środka. No i oczywiście wszechobecne ronda. Takie
rozwiązania przydałyby się w Polsce.
W
Paryżu pozostaliśmy dwa dni. Tam odwiedziliśmy wszystkie najważniejsze miejsca
– wieżę Eiffla, Pola Elizejskie, plac Concorde, Luvr, łuk triumfalny. Nie można
było pominąć też innych miejsc jak Plac Pigalle, Lasek Buloński, słynny Moulin
Rouge, udało nam się wejść na teren kortów tenisowych Roland Garros.
Na
koniec popłynęliśmy po Sekwanie aby obejrzeć Paryż w pigułce.
Jeżeli
chodzi o poruszanie się po Paryżu to tylko metrem i autobusami. Sieć metra jest
wspaniale zorganizowana, można dojechać praktycznie w każde miejsce, no i koszt
biletów na dwa dni nie powalał z nóg, bo wyniósł ok. 13 Eur od osoby. Bilet ten
pozwala na nieograniczone korzystanie z wszelkich dostępnych środków
komunikacji.
Wyjazd
do Belgii był jedyną okazją odwiedzenia Londynu i Paryża z uwagi na niewielkie
odległości. Od m. Oostduinkerke do Londynu mieliśmy w sumie 160 km razem z przejazdem
przez kanał La Manche,
a do Paryża było zaledwie 300
km.
Z
Paryża do domu mieliśmy ponad 1300
km. Podczas jednego z postojów na terenie Francji, na
stacji benzynowej spotkaliśmy znajomych Belgów, z którymi widzieliśmy się w
ub.r. w Chorwacji. Jechali do kolegi – policjanta na ślub. Trzeba przejechać
pół Europy aby spotkać starych znajomych. Dalej jechaliśmy przez Luksemburg i
Niemcy. Przejazd zajął nam także dwa dni. Cała wyprawa trwała osiem dni.
Motocykl spisał się na medal. Zmęczeni, z odchudzoną kieszenią, ale i
zadowoleni powróciliśmy do szarej codzienności.
|