W dniach 12-14. maja 2010 r. na terenie ośrodka Roztoczanka w Suścu odbył się zlot inaugurujący sezon motocyklowy 2010.
Susiec. Niedaleko Zamościa. Wielu z nas było w tych
urokliwych stronach pierwszy raz w życiu. Stało się to możliwe
dzięki Monice i Arkowi oraz tym, którzy pomagali im zorganizować
rozpoczęcie sezonu motocyklowego 2010.
Z Gdańska mamy 650km.
Cóż to dla nas głodnych krajobrazowych smaczków i spotkania z
przyjaciółmi? Droga dobra: deszcz wisi w powietrzu, potem leje,
straszy i znowu leje. Nic to! Czeka na nas ciepłe żarełko i gorące
powitania. Warunki w domkach rewelacyjne!
Rano wycieczka.
Najpierw szumy na Tanwi, których kaskady wód zaliczane są do 7
cudów polskiej natury. Potem jedziemy do Bełżca, miejsca zagłady
ludności żydowskiej w latach 1943-44. Obóz - pomnik wywiera na nas
bardzo silne wrażenie.
Dla ukojenia nastrojów podążamy do
uroczego zakątka w Górecku Kościelnym. W pobliżu otoczonego
kapliczkami modrzewiowego kościółka (sanktuarium św. Stanisława)
panowie odnajdują cudowny strumień, gdzie potrzebujący mogą
pomoczyć swoje kijaszki (dla większej potencji).
Mijamy
Zwierzyniec z malowniczo położonym kościółkiem na wodzie i
nasłuchujemy, wszak Brzechwa twierdził, że „w Szczebrzeszynie
chrząszcz brzmi w trzcinie...”. Sprawdziliśmy. Wprawdzie nie było
go słychać, ale na zdjęciach wyszedł jak malowany.
I wreszcie
Zamość. Miasto idealne, ze Starym Miastem wpisanym na Listę
Światowego Dziedzictwa UNESCO i rynkiem, o którym mówią, że
najpiękniejszy w Europie. Założone 430 lat temu przez hetmana i
kanclerza Jana Zamoyskiego.
Pod pomnikiem założyciela grodu na
koniu, obficie obdarowanym przez naturę (chyba długo moczył się w
cudownym strumieniu), odbyło się uroczyste pasowanie na Błękitnego
Rycerza płci obojga, czego dokonał w asyście członków zarządu i członków klubu "hetman Jan Zamoyski" - w oryginalnym,
szlacheckim stroju przewodnik i bliski Moniki Kuryło. Oprowadził nas potem po starówce i
otaczających miasto fortyfikacjach, które nigdy nie poddały się
szturmom obcych wojsk. Na cześć i przy okazji pobytu błękitnych rycerzy nie obyło się bez wystrzałów armatnich.
Na rynku przygotowywano się do koncertu i
widowiska światło i dźwięk, ale my musieliśmy wracać do
bazy.
Wieczorem znowu biesiada, jeden z nieodłącznych elementów
każdego dobrego zlotu, połączona z degustacją nalewek własnej
roboty. Naliczyliśmy ich 10 rodzajów. Gdyby nalewki nosiły buty,
to piwo mogłoby im je sznurować.
A rankiem pożegnania i
powroty do domów. W deszczu. Kilka maszyn buntuje się. Grześ i
Sylwia wracają „na pace” spod Katowic a Adaś i Beata są w
Gdańsku po 24 godzinach ”jazdy”- ich Suzuki odmawia
posłuszeństwa co kilkanaście kilometrów. Reszta dopływa do domów
bez większych przeszkód.
Ci, co przejrzeli przewodniki i mapy,
które dostaliśmy od organizatorów wiedzą, że pomimo iż
zobaczyliśmy dużo, to jest to kropla w morzu tego, co jest w
okolicach Zamościa godnego uwagi.
Czego zabrakło na zlocie w
Suścu? Tygodnia urlopu, żeby powałęsać się po Roztoczu i
zwiedzić to, czego się nie udało. Trzeba tam wrócić.
Dziękujemy
raz jeszcze Monice i Arkowi za to, że chcieli nam pokazać tak
wiele.
Asia i Leszek
|