Members BK

Księga Gości

Ku przesrodze

Polecane Linki

Insygnia BK

MOTOCYKLOWE WYCIECZKI I SPOTKANIA
Skandynawia w pigułce, 31.05 - 05.06.2008
Dodano: 2008-07-16 08:47:45

Od dłuższego już czasu myśleliśmy o wyjeździe na północ Europy, ale jakoś zwlekaliśmy – a to czasu brakowało, a to z finansami było nienajlepiej. W końcu zapadła decyzja – jedziemy. Wyjazd zaplanowaliśmy w dniach 31 maja – 05 czerwca 2008 r. Tradycyjnie w duecie z małżonką Hondą Deauville, a nasi znajomi Hondą Varadero. Ponieważ mam starych znajomych na wybrzeżu – w Dziwnowie, którzy prowadzą pensjonat, postanowiliśmy jechać inną drogą. Początkowo planowaliśmy jechać z Krotoszyna przez Wrocław do przejścia granicznego w Olszynie, aby potem już jechać tylko autostradami tj. z Olszyny przez Berlin, Lübeck do Flensburga. Ale trasę zmieniliśmy z uwagi na to, że do Flensburga /800 km/ na jeden dzień to zdecydowanie za długa trasa. Postanowiliśmy ,że jedziemy wybrzeżem. Z Krotoszyna wyruszyliśmy w sobotę 31 maja po godz. 14:00. Kierowaliśmy się na wybrzeże, przez Poznań, Gorzów, Szczecin i Kamień Pomorski do Dziwnowa. Poznań postanowiliśmy ominąć i wjechaliśmy na płatny odcinek A-2 /60 km za 11 zł/. W sumie warto było, bo cały Poznań zostawał z boku. Pierwszym przystankiem był zajazd „Ostęp” w m. Gorzyń niedaleko Międzychodu. Tam krótki odpoczynek, kawa i jazda. Dalej już jechaliśmy na Gorzów, który ominęliśmy fajną obwodnicą /nie to co za dawnych lat gdy trzeba było się poniewierać przez sam środek miasta/, kierując się dalej na Szczecin. W Szczecinie Dąbiu zjechaliśmy na Świnoujście. Po drodze zatrzymaliśmy się w Karczmie „Pod Kogutem”. Tam krótki odpoczynek i do pokonania pozostał ostatni odcinek do Dziwnowa. Gdy wjeżdżaliśmy do Dziwnowa była godz. 20:45. W sumie zrobiliśmy w tym dniu 440 km. Po miłym spotkaniu z gospodarzami, oczywiście nie podarowaliśmy okazji i postanowiliśmy pójść gdzieś „na rybkę” i piwko. W międzyczasie zrobiliśmy spacerek na plażę, gdzie podziwialiśmy wspaniały zachód słońca. Następnego dnia czekał nas najdłuższy odcinek do przejechania; trasa Dziwnów – Flensburg. W sumie ponad 500 km. W niedzielę 01 czerwca wyruszyliśmy z Dziwnowa ok. godz. 10:00 przez Międzyzdroje w kierunku na Świnoujście. Tam promem przedostaliśmy się szybko na drugą stronę rzeki Świny, potem już drogą przejechaliśmy do Niemiec, do Ahlbeck. Dalej trasa wiodła malowniczym wybrzeżem Niemiec. Jednakże najbliższe 80 km okazało się dla nas przekleństwem. Na całym odcinku od Ahlbeck do miejscowości Walgast było ograniczenie prędkości do 50 km/h z uwagi na położone w tym rejonie kurorty i plaże. W m. Walgast przejeżdżaliśmy mostem zwodzonym – naprawdę wspaniały widok jak most jest uniesiony. Z Walgast jechaliśmy na Greifswald, dalej przez Stralsund, Rostock, Wiesmar, Lübeck, Neumünster do Flensburga, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. Po drodze z Walgast do Greifswaldu zatrzymaliśmy się na mały odpoczynek w m. Diedrichshagen w przytulnym zajeździe Gasthof "Am Lärchengrund" - polecamy. Kolejnym przystankiem był zajazd pod Lubeką. I tam motocykl spłatał nam niezłego figla. Gdy podjechałem na parking i wyłączyłem silnik, żona krzyczy „kapie woda z silnika”. Okazało się, że to pociekł płyn z chłodnicy. Wystraszony nie na żarty, szybko zadzwoniłem do Waldka Dobrowolskiego o poradę, co z tym fantem zrobić. Waldek mnie uspokoił mówiąc, że może się to zdarzyć, gdy motocykl dłuższy czas był porządnie wygrzany. Trochę uspokojony wyruszyliśmy dalej w trasę. Przez następne 100 km monitorowałem motocykl, czy nie wzrasta gwałtownie temp. oleju lub nie zaświecają się kontrolki. Ale nic złego się już nie zdarzyło i motocykl nie zawiódł do końca wycieczki. Do Flensburga przyjechaliśmy ok. godz. 20:00 po pokonaniu 500 km. Pod hotelem „Etap” gdzie spaliśmy, stał niezły rarytas na 4 kółkach – „Studebaker Golden Hawk”. Auto było w znakomitym stanie co widać na zdjęciach. Wieczorem udaliśmy się do znajdującej się nieopodal hotelu włoskiej restauracji „Roma” i tutaj spotkał nas pierwszy miły polski akcent. Okazało się, że właścicielka restauracji jest Polką. Po dobrej kolacji powróciliśmy do hotelu, aby przygotować się na dalszą cześć wycieczki, która wiodła w poniedziałek od Flensburga aż do Szwecji – do Malmö. W sumie 360 km. W znakomitych nastrojach, ok. godz. 9:30 wyruszyliśmy w dalszą drogę. Ponieważ Flensburg leży tylko 4 km od granicy z Danią, po chwili minęliśmy granicę niemiecko – duńską. I tam niespodzianka. Na granicy kontrola jak za dawnych lat w Polsce. Policja niemiecka i duńska, oraz służby graniczne tych państw. Jednakże nas kontrola ta ominęła. Przez Danię jechaliśmy na Odense, mijając po drodze Kolding. Gdy zatrzymaliśmy się niedaleko Odense na odpoczynek, na parking podjechały dwa motocykle na szwedzkich blachach. Gdy motocykliści zdjęli kaski, okazało się, że były to dwa małżeństwa w wieku pomiędzy 60 a 70 lat. Muszę tutaj wyrazić słowa podziwu. Krótko porozmawialiśmy z nimi – okazało się, że wracają do Stockholmu, byli wcześniej w Paryżu i zrobili już prawie 4 tys. km. Pożegnaliśmy się z nimi i przez pewien odcinek jeszcze kilka razy spotykaliśmy się. Ponieważ Dania leży na trzech wyspach, siłą rzeczy trzeba było przejechać przez mosty. Pierwszy most, który mijaliśmy to most  łączący wyspę Fionia – Storebæltsbroen (Most Dużego Bełtu), na której leży miasto Odense z wyspą Zelandia, na której leży stolica Kopenhaga. Jest to najdłuższy most – liczy 13,4 km. Drugi most, który łączy już wyspę Zelandię ze Szwecją /most spinający drogę z Kopenhagi do Malmö/ to  Øresundsbroen (Most Øresundu). Most ten liczy 7,8 km. Przejazdy przez oba mosty są oczywiście płatne – 20 Euro za każdy przejazd motocyklem. Mosty te wywarły na nas niesamowite wrażenie. Most łączący Danię ze Szwecją jest położony w najwyższym punkcie 70 m nad lustrem wody umożliwiając przepływanie pełnomorskich statków. Na mostach zatrzymywaliśmy się po kilka razy aby nacieszyć wzrok nieziemskim widokiem. Gdy minęliśmy granicę Szwecji, wjechaliśmy prosto do Malmö i skierowaliśmy się do hotelu „Formula 1”, gdzie mieliśmy rezerwację na kolejne dwa noclegi. Musze przyznać, że ceny za noclegi w sieci hoteli „Etap” i „Formula 1” są zbliżone, oferują podobny standard, ceny kształtują się na poziomie 50 Euro za pokój dwuosobowy ze śniadaniem. W tym samym dniu po rozpakowaniu postanowiliśmy poszukać możliwego połączenia do Kopenhagi, którą mieliśmy zwiedzać we wtorek 02 czerwca. Ponieważ byliśmy już głodni, zapytaliśmy recepcjonistki, gdzie możemy coś zjeść. Okazało się, że ok. 10 minut od hotelu jest polska restauracja „Fregatten”. W restauracji tej kolejny drugi już polski akcent wycieczki – właścicielką była Polka zamieszkała w Szwecji od 32 lat. W trakcie rozmowy pouczyła nas jak najtaniej i najszybciej dostać się do Kopenhagi. Okazało się, że nie ma sensu pchać się motocyklami do Kopenhagi, gdyż jest kolejowe połączenie Kopenhagi z Malmö, gdzie pociągi kursują co 20 minut i przejazd ten wyjdzie dla nas taniej niż ponowne przejazdy motocyklami przez most. Poza tym odpadł kłopot pozostawiania kombinezonów i kasków. We wtorek wyruszyliśmy do Kopenhagi. Muszę przyznać, że jazda pociągiem wywarła duże wrażenie. Pociąg jedzie pod mostem, pod autostradą, którą wcześniej jechaliśmy do Szwecji. Kopenhagę zwiedzaliśmy wg wskazówek przewodnika „Marco Polo” – polecam. Jest dobrze opisana cała trasa do zwiedzania. Kopenhaga jest miastem o ciekawej zabudowie. Mam na myśli starówkę. Oczywiście już na początku zwiedzania Kopenhagi napotkaliśmy pomnik poświęcony sławnemu pisarzowi bajek – Hansowi Christianowi Andersenowi. Nieobce były też bardziej swojskie obrazki „ludzi sytuowanych inaczej”. Z ciekawych miejsc można wymienić Uniwersytet Kopenhaski, mieszczącą obok słynną bibliotekę, dalej zakład złotniczy, herbaciarnię i kafejkę, które obsługują rodzinę królewską, czy też Muzeum Rekordów Guinessa. Po drodze też napotkaliśmy protoplastę Mini Morrisa Jasia Fasoli – autko zachowane w doskonałym stanie technicznym. Jednym ze wspaniałych widoków były zabudowania położone nad kanałem – wielokolorowe, czyste, zadbane. Bardzo podobne do zabudowy holenderskiej. Po drodze zajrzeliśmy do antykwariatu, gdzie sprzedawano akcesoria marynistyczne. Dalsza część wycieczki wiodła do znanego miejsca na wybrzeżu Kopenhagi, gdzie znajduje się słynna „Syrenka”. W międzyczasie obejrzeliśmy dwór królewski, udało się nam załapać na zmianę warty. Gdy dotarliśmy do nabrzeża, zrobiliśmy sobie fotki z syrenką. Nieopodal stał potężny prom pasażerski – był to jedna z jedenastu jednostek oferujących wycieczki transkontynentalne. Niestety ze względu na cenę nie dla nas. Jako ciekawostkę podaję podstawowe parametry promu – 300 m długości, 36 m wysokości, waga 91 tys. ton, zabiera 2000 pasażerów i 1000 członków obsługi. Widok doprawdy imponujący. W drodze powrotnej na pociąg, zahaczyliśmy oczywiście o pub, gdzie mogliśmy się napić świeżego piwa prosto z podziemnej instalacji, którą można było podziwiać przez szybę. Piwo bardzo dobre, ale drogie. Gdy szliśmy w kierunku dworca kolejowego, minęliśmy jeszcze słynny park „Tivoli” – jednakże z uwagi na ograniczenia czasowe, nie zdążyliśmy już tam wejść. Gdy pociągiem wróciliśmy do Malmö, mieliśmy jeszcze trochę czasu i poszliśmy zwiedzać starówkę. Po drodze napotkaliśmy wielobarwny korowód – okazało się, że było to świętowanie zakończenia roku szkolnego przez Syryjczyków. Zmęczeni, ale w doskonałych humorach wracaliśmy do hotelu. Weszliśmy jeszcze do sklepu spożywczego, gdzie zaopatrzyliśmy się w piwo /4- krotnie tańsze niż w knajpie/, po czym usiedliśmy pod hotelem i rozmawialiśmy o minionych dniach. Ponieważ nie chcieliśmy już wracać do Polski ta samą drogą, postanowiliśmy w środę 03 czerwca zmodyfikować trasę. Z Malmö przejechaliśmy mostem do Kopenhagi przez cieśninę Sund, a następnie autostradą jechaliśmy na dół w kierunku na Nykøbing i dalej do m. Gedser, aby promem przepłynąć do Rostocku - do Niemiec. Przeprawa promowa zaoszczędziła nam co prawda 600 km jazdy i 10 godzin, ale koszt biletu wyniósł 48 Euro za motocykl i 2 osoby, co praktycznie stanowiło koszt paliwa za 600 km, z tą różnicą, że prom płynął do Rostocku 1,5 h. Na promie posililiśmy się, a po dopłynięciu do Rostocku, w porcie rozstaliśmy się z naszymi znajomymi, którzy musieli być dzień wcześniej w domu. Po pożegnaniu, z Rostocku wracaliśmy do Dziwnowa tą samą trasą przez Stralsund, Greifswald, Walgast, Ahlbeck, Świnoujście. Ponieważ mieliśmy jeszcze urlop, postanowiliśmy pozostać w Dziwnowie do czwartku i dopiero po południu wracać do domu. Przez cały czas mieliśmy extra pogodę, poza jednym przypadkiem motocykle wiernie służyły. Jeszcze na koniec kilka słów o Danii – prędkość maksymalna na autostradach to 110 km/h, w terenie niezabudowanym 80 km/h, w zabudowanym 50 km/h. Motocyklistów i pasażerów motocykli obowiązuje posiadanie kamizelki odblaskowej na wypadek awarii i zatrzymania na pasie awaryjnym. Ceny paliw nieznacznie wyższe niż w Polsce, benzyna w Szwecji trochę tańsza niż u nas. Jeżeli chodzi o płatności to najlepiej jest płacić w walucie rodzimej danego kraju, lub kartą – jest bardzo korzystny przelicznik dla korony duńskiej i szwedzkiej. Mało opłacalne jest płacenie w Euro z uwagi na wyśrubowany kurs. Ciekawostka – w Kopenhadze i Malmö można zamiennie płacić koronami szwedzkimi i duńskimi. Jedzenie w restauracjach drogie – średnio 100 koron szwedzkich/75 duńskich za półmisek co daje kwotę ok. 35 zł za osobę. Ceny napoi także powalają w lokalach na kolana – szklanka 0,4l wody mineralnej, coli bądź 0,5l piwa /5%/ to wydatek rzędu 40 – 50 koron tj ok. 16-18 zł. Jedno co nas zdziwiło to fakt, że w sklepach w Szwecji nie można kupić piwa 5%, tylko 3,5%. Jak nam powiedziała polska restauratorka, alkohole objęte są bardzo wysoką akcyzą. Jeśli chodzi o jazdę autostradami w Danii – to pełen komfort, znacznie wyższa kultura jazdy kierowców samochodów niż w Niemczech. Wiele razy spotykaliśmy się z sytuacją, że na autostradach duńskich motocykliści traktowani są jako grupa szczególnie uprzywilejowana – kierowcy samochodów jadący trzecim pasem, widząc, że np. drugim lub pierwszym pasem jedzie motocykl za jakimiś wolniejszymi pojazdami natychmiast przyhamowują dając możliwość motocyklistom bezpiecznego wyprzedzenia. Nie można tego powiedzieć o Niemcach. Jak jest w Szwecji nie wiemy, gdyż poza Malmö motocyklami nie wyjeżdżaliśmy. W sumie motocyklem zrobiliśmy ponad 2200km. Kolejna część Europy za nami. Sądzę, że warto uprawiać turystykę aktywną niż za te same pieniądze leżeć bykiem na plaży, ale wybór należy do każdego z nas.  Jacek

 
Powrót